Zawody w Poznaniu – 1sza runda Drift Masters GP. Tor w Przeźmierowie jest jednym z największych i najbardziej profesjonalnych obiektów w Polsce. Dla zawodników duże prędkości, szybkie przekładki to to co lubią najbardziej.
W zawodach wzięło udział około 50 kierowców z całej Europy. Pierwszy dzień to głównie treningi i driver search.
W pierwszej sesji treningowej walczyłam z dużym problemem – najwyższy bieg 4 był „za krótki”. Potrzebowałam większej prędkości, a tymczasem auto leciało na „odcince” i niewiele mogłam zrobić. Do tego auto wchodziło na obroty i przycinała się kierownica przy dużym wychyleniu. Strasznie walczyłam. Przed drugą sesją treningową Mariusz zmienił mi przełożenia, dzięki czemu mogłam nabrać większej prędkości. Pierwszy przejazd drugiej sesji
był rewelacyjny! Pięknie po zonach, mięciutko – samochód płynął. Drugi przejazd nie był już tak idealny, ale był poprawny. Przy trzecim… pękła zwrotnica w tylnym prawym kole i zaliczyłam agrodrift… Mój zespół jest najlepszy, więc szybko zabrali się do wymiany podzespołów. Na trzecią sesję treningową byliśmy z powrotem gotowi. Nie tylko trasa i bezawaryjność auta stanowiła wyzwanie, ale – ponieważ mamy kwiecień – to pogoda też postanowiła utrudnić nam zadanie. Trochę deszczu wystarczyło by już borykać się z kolejnym wyzwaniem. Ale to jest drifting – raz na suchym, raz na mokrym – na wszystkim jeździmy. To nie problem. Problemem jest jak nawierzchnia jest zmienna. Przy tych mocach auto zachowuje się nieobliczalnie. Jeździło mi się nieźle. Nie było to dokładnie co chciałam osiągnąć ale było poprawnie. Dzień zakończyłam z pewnym niedosytem.
Drugi dzień był dniem kwalifikacji i zawodów. Zaczynaliśmy punkt 8 rano. Trochę niewyspani bo musieliśmy wstawać o 6:00 by jeszcze zatankować i przygotować auto. Tor – mokry… Pierwsze dwa przejazdy to walka o przetrwanie. Mieliśmy tylko 45 minut treningu przed kwalifikacjami więc trochę mało czasu na „wjeżdżenie się”. Ustawiliśmy się do przejazdów ocenianych. Mieliśmy dwa przejazdy punktowane i trudność polegała na tym, że po pierwszym przejeździe ustawialiśmy się na końcu kolejki co oznaczało, że zarówno my, jak i opony, ostygaliśmy… tor w dużej mierze już przesechł. Jedynie krawędzie były śliskie a niestety tam znajdowały się zony. Pierwszy przejazd – poprawny, drugi – też był ok. Wiedziałam że zapunktowałam ale było bardzo dużo dobrych kierowców, więc nie byłam pewna czy dostałam się do top32.
Poszłam na briefing z lekką obawą. Gdy sędziowie wyczytywali listę serce mocno mi biło. Jest! Na 25 pozycji znalazło się moje nazwisko! 50. zawodników, 25. pozycja – nie jest tak źle. Do tego miałam jedną z wyższych zmierzonych prędkości!
Zaraz po briefiengu zaczęliśmy treningi w parach do Top32. Tor był już suchy i to było to! Jeździło mi się świetnie! Jazda w parach z bardzo dobrymi zawodnikami to sama przyjemność… Do tego w końcu wykorzystałam techniki które trenowałam przez zimę. Po treningach miałam szeroki uśmiech i byłam spełniona! To było to co chciałam osiągnąć w ten weekend!
Miałam fantastyczny humor. Kiedy ustawiałam się do walki w Top32 byłam naprawdę rozluźniona. Wiedziałam, że jadę z fajnym zawodnikiem i to będzie jazda na „wklepanym” tj. gaz w podłogę.
Pierwszy przejazd goniłam. Napędziliśmy się i auto pięknie pognało za przeciwnikiem. Niestety nie udało mi się utrzymać bardzo blisko drugiego pojazdu, dlatego zakończyliśmy z przewagą dla czarnego BMW. Teraz ja uciekałam. Mocno się uśmiechnęłam i pomyślałam: „To będzie zabawa”.
Ruszyliśmy! Predator wystrzelił do przodu i bardzo szybko nabrał dużej prędkości. Weszliśmy w pierwszy łuk, przekładka i… Poczułam, że auto bezwładnie leci! „Co jest???” wykrzyczałam w głowie. Druga myśl – zrobić miejsce autu goniącemu. „Widzę go… mija mnie… będzie dobrze…” i ŁUUP! Rozległo się ogromne uderzenie w tył samochodu… Nie ominął… Zawodnik postanowił ominąć mnie „driftem” a mój samochód się cofnął no i się zderzyliśmy… Wyszłam z samochodu zastanawiając się „co się stało??”. Dobrze wiem, kiedy „daję du**” i popełniam błąd, ale tu stało się coś poza mną… Predator wyglądał strasznie… tylne prawe koło było złamane. Przeciwnik wbił mi się w bok, więc wszystko było w opłakanym stanie. Ściągnęliśmy samochód z toru i zajęliśmy się oględzinami. Zwrotnica… znów pękła zwrotnica w tylnym kole… Pomimo, że zakończyliśmy zawody i się nieźle rozpadało, Mariusz nie mógł tego tak zostawić. W czasie kiedy ja dyskutowałam w VIP roomie, on wymienił pół tylnego zawieszenia i sprawił, że auto znów było… gotowe do jazdy! Niestety nie mogliśmy już wjechać na tor, ale miło było zobaczyć Predatora całego 🙂
To były świetne zawody. Siedziałam w Predatorze drugi raz w tym roku i muszę przyznać, że naprawdę jest to niesamowite auto. Do tego treningi zimowe dały efekt i zebrałam bardzo dużo pochwał od sędziów, zawodników i publiczności. Pomimo wypadu, to był naprawdę dobry weekend.